Recenzent JM Recenzent JM
1971
BLOG

Pornoparty w Nowoczesnej Ryszarda Petru.

Recenzent JM Recenzent JM Polityka Obserwuj notkę 22

W głośnym ostatnio wydaniu programu „Minęła dwudziesta” padło pytanie o wolność artystyczną i autonomię teatru, które chyba miało sugerować, że w czasie, gdy PiS przejęło władzę – jedno i drugie jest zagrożone. Jak wiemy, to pytanie skierowała do wicepremiera i ministra kultury, prof. Glińskiego prowadząca program Karolina Lewicka. Myślę, że samo postawienie takiego pytania świadczy głównie o całkowitej ignorancji pani redaktor, co do poruszanego tematu rozmowy.

Wolność twórczości artystycznej gwarantuje każdemu obywatelowi konstytucja i uważam, że nikomu przy zdrowych zmysłach nie przyszłoby do głowy, by akurat w tej materii działać wbrew konstytucji. Bo i po co? Jednak pani redaktor taki pomysł nie wydał się absurdalny. Zła wola, czy zwykła ludzka głupota? – Nie wiem.

Ale nawet... abstrahując od konstytucji, taki pomysł jest absurdalny i z tego powodu, że w dzisiejszym świecie jest po prostu nie do zrealizowania.

Bo, czy można skutecznie zakazać człowiekowi wykonywania działalności artystycznej? Czy można dzisiaj (nie ośmieszając się) zabronić działań w zakresie szeroko pojmowanej kultury i sztuki, tj. inicjowania, czy brania udziału w różnego rodzaju happeningach, malowania, pisania, tworzenia muzyki itp.?

Jednak konstytucja mówi nie tylko o zagwarantowaniu wolności dla twórczości artystycznej, ale również podaje przyczyny z powodu których ta wolność może zostać ograniczona. Na przykład - gdy takie ograniczenie jest konieczne „dla ochrony moralności publicznej”. Żeby było śmieszniej, to konstytucyjne ograniczenie nie rozróżnia nawet podmiotów państwowych od prywatnych.

Wracając zaś do pytania o autonomię teatru, to jaki ma sens pytać o coś takiego, jeśli wiadomo, że jej zakres określa jego właściciel poprzez ludzi, którym powierza go w zarząd.

A jeśli to jest teatr publiczny, narodowy, polski – to w demokratycznym państwie nie kto inny, ale właśnie wybrana przez społeczeństwo władza samorządowa, czy państwowa.

Wiem, że i władzom telewizji publicznej i pani redaktor Lewickiej może się to nie podobać, ale aktualnie – władzę w Polsce sprawuje rząd koalicji partii prawicowych na czele z PiS-em. Jeżeli więc taki rząd uzna, że należy wstrzymać finansowanie dla jakiegoś teatru, który swoimi prowokacjami budzi społeczne niepokoje, albo narusza publiczną moralność, to ja powiem tylko - że to jest bardzo dobra decyzja. I mojego zdania nie zmieni fakt, że np. dyrektorem tego teatru jest kumpel Ryszarda Petru. A skoro w kontekście prowokacji padło nazwisko szefa Nowoczesnej, to myślę, że teraz już nikt nie może mieć wątpliwości, kto w nowym Sejmie zajął miejsce po winiarzu z Biłgoraja. Wiem, może jest nieco mądrzejszy i zupełnie nie wygląda na menela, ale jego „byt określający świadomość” chyba jest identyczny.

Do tej pory było dość poważnie, więc teraz proponuję nieco mniej powagi, zwłaszcza, że będzie o dyrektorze Teatru Polskiego we Wrocławiu, który moim zdaniem ponosi największą odpowiedzialność za całą tą prowokację związaną z wystawieniem sztuki reklamowanej, jak zrozumiałem, jako dramatyczny pornos, czy nawet pornohorror.

Wiedzieliście, co jest katastrofą w demokracji? Poseł Nowoczesnej i jednocześnie dyrektor wspomnianego teatru kreując się na ofiarę powiedział mniej więcej tak:

„Został obrzucony pomidorami dom mojej mamy. W demokracji to jest katastrofa”

Oczywiście nie pochwalam tego, co się stało, bo to nie jego matka dyrektoruje teatrowi i doprowadziła do publicznego wzburzenia. A poza tym uważam, że żywności nie powinno się marnotrawić. Ale mimo wszystko myślę, że prawdziwą katastrofą w demokracji, jest obecność takich „ofiar”, jak pan Mieszkowski na stanowiskach dyrektorskich i w ławach poselskich.

Spytacie, a co z tym „pornoparty” w Nowoczesnej? Nic. Ten tytuł, to tylko taka artystyczna prowokacja. W Teatrze Polskim we Wrocławiu, jak słyszałem - też nie było porno.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka